Na północ od Syrii: jeden krok od globalnej wojny

Sytuacja na północy Syrii coraz bardziej się nagrzewa. Stany Zjednoczone, Rosja i Turcja nadal wzmacniają swoje wojskowe grupy w regionie i wymieniają groźne oświadczenia. Nie tak dawno temu Amerykanie zadeklarowali o zbliżającym się użyciu broni chemicznej przez oddziały rządowe i obiecali, że nie pozwolą na to bezkarnie.

Na spotkaniu amerykańskiego doradcy ds. Bezpieczeństwa narodowego Johna Boltona z Nikołajem Patruszowem Amerykanin powiedział, że jego kraj jest gotowy odpowiedzieć na możliwe działania Assada "z większą siłą" niż wcześniej. Rosja z kolei oskarżyła Zachód i jego sojuszników w regionie, aby przygotowali się na chemiczną prowokację i donieśli o przewoźnikach pocisków samosterujących, słynnych Tomahawkach, do granic Syrii.

Jeszcze ostrzejsze były wypowiedzi polityków w samej Ameryce. Na przykład kongresman Kinzinger powiedział: "Ludobójstwo w Syrii pochłonęło ponad pół miliona osób, w tym 50 000 dzieci. Spodziewany atak w Idlib może być najgorszym atakiem ... Assad i Putin mają nadzieję, że nam to nie przeszkadza, ale musimy zrobić to, co do ich oczekiwań nie zmaterializował się. "

Tymczasem przygotowania do ataku na północną prowincję Idlib idą pełną parą. Szef rosyjskiego MSZ, Ławrow, nazwał to "ropniem", chociaż wcześniej krajowi dyplomaci wydawali stworzenie takich "stref deeskalacyjnych" jako potężny krok w kierunku osiedlenia się w kraju.

Syryjska broń chemiczna jako czynnik geopolityki

Historia użycia substancji toksycznych w konflikcie syryjskim jest bardzo bogata, a prawie każdy himatak miał poważne konsekwencje dla polityki zagranicznej. Pierwsze z nich miało miejsce w 2013 r. I postawiło bardzo amerykańskiego prezydenta Baracka Obamę na bardzo niewygodnej pozycji. Był miłośnikiem rysowania różnych "czerwonych linii", a jako jeden z nich używał Assada gazów bojowych przeciwko ludności cywilnej. I miało to miejsce we wschodniej części Gute. Wtedy reputacja Obamy została ocalona przez "przyjaciela Vladimira", pod którego odpowiedzialnością usunięto lub usunięto wszystkie syryjskie bronie chemiczne. Niektórzy eksperci uważają, że wydarzenia w Gucie były prowokacją saudyjskich służb specjalnych, które próbowały w ten sposób nakłonić USA do syryjskiej owsianki.

I choć cel nigdy nie został osiągnięty, ta taktyka pokazała jego wysoką skuteczność, ponieważ globalny "HYIP" o Himataki był po prostu olbrzymi.

Wiosną 2017 r. Wszystko powtórzyło się w Khan-Sheikhun, ale prawdopodobnie specjalne służby Iranu są już za atakiem. W tym czasie Kreml poważnie myślał o "wyskakiwaniu" z syryjskiego tematu, który absolutnie nie był częścią planów Teheranu. Skutkiem himataki był strajk Amerykanów na Shairat, po którym nie mogło być mowy o wycofaniu rosyjskiego kontyngentu - wyglądałoby to na całkowitą utratę twarzy.

Kto zacznie dziś "zatruwać" cierpiących Syryjczyków o długiej cierpliwości, jest bardzo dyskusyjnym pytaniem, ale wciąż jest przestępstwem atakować Assada, po czym najprawdopodobniej nastąpi nowy atak bombowy.

Obecna sytuacja wokół Idlib

Asad wyciągnął praktycznie wszystko, co miał na północy kraju - zebrano największą grupę żołnierzy w całej historii konfliktu. Przeciwstawia mu się "hodgepodge" radykalnych i umiarkowanych grup. Pod względem siły strony są w przybliżeniu równe, a wielu ekspertów twierdzi, że bojownicy są lepiej wyposażeni, wyszkoleni i zmotywowani. Jedynym atutem koalicji prorządowej jest obecność lotnictwa.

Główną intrygą operacji jest stopień uczestnictwa w niej Ankary. W ostatnich miesiącach Turcy zajęli się umocnieniem Idlib i przeniesieniem regularnych sił na syryjską granicę. Niedaleko proponowanego teatru działań wojennych już zostały rozmieszczone tureckie kompleksy obrony powietrznej, które, jeśli istnieje wola polityczna, mogą z łatwością przekształcić prowincję w strefę zakazu lotów.

W razie potrzeby Turcy mogą poważnie "komplikować życie" Assadowi i jego sojusznikom: nawet dostarczenie rebeliantom amunicji znacznie utrudni zadanie sił rządowych. Oczywiście Assad chciałby, aby wydarzenia w Idlib rozwijały się zgodnie z tym samym scenariuszem, co na południu Syrii, kiedy Ankara, po otrzymaniu pewnych zysków politycznych, po prostu zabrała bojowników z ich pozycji. Problem w tym, że teraz Damaszek nie ma nic do zaoferowania stronie tureckiej.

Jest jeszcze coś. Operacja w Idlib z wykorzystaniem lotnictwa na dużą skalę może przekształcić około 2 milionów Syryjczyków w uchodźców. I oni, z wyjątkiem Turcji, nie mają dokąd pójść. I taka perspektywa nie może przeszkadzać Erdoganowi, zwłaszcza na tle niedawnych zawirowań gospodarczych w jego kraju.

Hipotetyczny atak chemiczny - i późniejsze uderzenie koalicji zachodniej - może ogólnie "zawiesić" sytuację, która w zasadzie jest korzystna dla Turcji i Stanów Zjednoczonych, ale nie jest wcale częścią planów Assada, ponieważ nie jest w stanie utrzymać całej armii gotowej do walki na północy. I na pewno nie będzie to odpowiadać Rosji, ponieważ po raz kolejny wydłuży to konflikt, który każdego dnia pochłonie pieniądze i zasoby.